Przejdź do treści

Maszyny, postludzie i Obcy Wiktora Żwikiewicza

Bydgoszcz, 21 czerwca 2017

Maszyny, postludzie i Obcy, czyli pierwsze wizje Wiktora Żwikiewicza

 

„Podczas gdym czytał, świadomość moja rozwijała na wielobarwnym ekranie równoczesne a różne stany duszy, idące od najgłębiej we mnie ukrytych popędów aż do całkowicie zewnętrznej wizji widnokręgu, który miałem przed oczami na skraju ogrodu; ale czymś najbardziej we mnie osobistym, wnętrzem, rękojeścią w bezustannym ruchu, która poruszała wszystkim innym, była moja wiara w filozoficzne bogactwo, w piękno książki, którą czytałem, oraz żądza przyswojenia sobie tego piękna bez względu na rodzaj książki.”
M. Proust – W stronę Swanna

14 października 2020
To krótkie spojrzenie na początki twórczości Wiktora Żwikiewicza jest zapowiedzią moich retrospektywnych wpisów o polskiej dwudziestowiecznej fantastyce naukowej. Perwsze wpisy cyklu „W poszukiwaniu straconej klasyki” są w fazie autorskiej (bardzo krytycznej) redakcji. Do tego, i innych tomów, utworów Wiktora Żwikiewicza na pewno powrócę. Potraktujcie to jako zupełnie luźny zapis moich reminiscencji, a nie krytyczny wpis, czy recenzję.

Wiktor Żwikiewicz debiutował w 1971 roku. Na łamach „Młodego Technika” ukazały się wtedy dwa jego opowiadania Zerwane ogniwo i Instar omnium. Czy coś wskazywało na to, że w polskiej fantastyce naukowej pojawił się nowy, znaczący pisarz? Nie jeszcze nie. Na to musieliśmy czekać jeszcze trzy lata. W 1974 roku opowiadanie Wiktora Żwikiewicza Wołanie na Mlecznej Drodze zdobyło drugie miejsce w konkursie „Młodego Technika” „przegrywając” tylko z Ambasadorami Andrzeja Czechowskiego. Wołanie na Mlecznej Drodze to dla mnie pierwsze klasyczne opowiadanie Żwikiewicza, pokazujące po raz pierwszy jego charakterystyczny styl, łączący wspaniały język, niebanalną narrację  i poważną tematykę.

Nie bez powodu wymieniłem tu Andrzeja Czechowskiego. Wiktor Żwikiewicz debiutował w latach, kiedy dokonywała się zmiana pokoleniowa wśród polskich pisarzy fantastyki naukowej. Wtedy nikt tego raczej nie mógł przewidzieć, bo wydawało się nam, że Andrzej Czechowski czy Konrad Fiałkowski będą pisać dalej, do tego coraz lepiej. Okazało się jednak, że Wiktor Żwikiewicz jest tym, który „stanął nad granicą dwu pokoleń”. Nadeszło nowe pokolenie, to które kilka lat później stworzyło polski fandom.  Wspominam o tym, bo mało kto już pamięta tych pisarzy, a istnieje przecież ciągłość chociażby tematyki, a twórcą u którego to dobitnie widać jest właśnie Wiktor Żwikiewicz!

Wspominam o tym, ponieważ jest coś łączy pewną grupę pisarzy fantastyki naukowej, tworzących w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Zostali członkami pewnego elitarnego klubu, klubu pisarzy zapoznanych. Niestety Wiktor Żwikiewicz, obok takich autorów jak wymienieni już przeze mnie Andrzej Czechowski i Konrad Fiałkowski, czy Zbigniew Dworak, Bohdan Petecki, Dariusz Filar i kilku innych, a także Stanisław Lem są praktycznie nieobecni w obecnej świadomości fandomu, czy szerzej czytelników fantastyki. Od zapomnienia ocalał jedynie Janusz A. Zajdel, który został ikoną polskiej klasycznej fantastyki. Kiedy pisarz jest zapomnianym? Wtedy, gdy jego utwory wypadają z obiegu, przestają być czytane…

Ten wpis powstał właśnie dlatego, by przypomnieć o tym, że polska fantastyka naukowa nie powstała z niczego gdzieś na przełomie wieków, tylko istnieje „od zawsze”, mało tego, prezentowała kiedyś bardzo wysoki poziom, do którego zaczynają dopiero dorównywać nieliczni piszący obecnie!

Wróćmy do Wiktora Żwikiewicza.

Początki jego twórczości to lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Powstało wtedy jedenaście opowiadań, z których dziesięć możemy przeczytać w zbiorze „Maszyna”. Tu pozwolę sobie na drobną uwagę . Sejmor Srebrnołuski, przypowieść fantasy opublikowana w 1992 roku, jest, moim zdaniem, „ciałem obcym”, na jego miejscu powinno być Sindbad na RQM57, opowiadanie zamykające ten etap twórczości Wiktora Żwikiewicza.

Czy jest coś, poza językiem, co łączy opowiadania Wiktora Żwikiewicza? Oczywiście tak. Autor, od Wołania na Mlecznej Drodze, prezentuje bardzo spójną tematykę swoich utworów. Pojawiają się przede wszystkim dwa motywy, rozwój Człowieka, jako gatunku i cywilizacji, a także kontakt z Obcymi. Przy czym rozważania transhumanistyczne nie są nigdy celem samym w sobie, tematyka ta służy do ukazania różnic i podobieństw pomiędzy ludźmi o postludźmi. Co ciekawe postludzie Żwikiewicza nie mają problemu z zaakceptowaniem swojego człowieczeństwa, takiego samego jak u ich przodków (Wołanie na Mlecznej Drodze, Maszyna). Jeszcze innym przykładem tej tematyki jest problem człowieczeństwo a Sztuczna Inteligencja. Bardzo śmiały wniosek, zrównujący właśnie  „człowieczeństwo” u ludzi i ich partnerów obdarzonych AI można znaleźć w opowiadaniu Zwierciadło nieba. Ludzkie zachowania prezentuje AI z przejmującego opowiadania Podpalacze nieba.
Kontakt z Obcymi to standardowy temat fantastyki naukowej. Tutaj z kolei autor prezentuje całą gamę możliwości, od przypadkowego spotkania (Instar omnium), przez napotkanie tylko ginących (Wołanie na Mlecznej Drodze) lub upadłych (Maszyna) cywilizacji. Co ciekawe w obu tych przypadkach mamy do czynienia postludźmi. Oczywiście taki opis spłyca, pozornie, widzenie tych utworów, ale każda próba analizy łączyłaby się z dość oczywistymi spoilerami. Nie tędy droga, to trzeba samodzielnie przeczytać!
Wspomnieć wypadałoby jeszcze o dwóch wcześniejszych opowiadaniach, Marzenie to oczywisty hołd dla „Kronik Marsjańskich” Raya Bradbury’ego, dorównujący specyficznym pięknem oryginałowi. Kłamstwo to  „typowy” motyw rozbitka, ale cóż, u Wiktora Żwikiewicza nic jest „typowe” i przeciętne.

Oczywiście moje wołanie „czytajcie Żwikiewicza, bo warto”, wymaga niemałego kredytu zaufania z Waszej strony drodzy czytelnicy. Nie ma na szczęście innego sposobu o sprawdzenia moich słów jak samodzielna lektura. Dla zachęty spojrzę odrobinę dokładniej na trzy opowiadania.

Kontakt, kontakt, czyli Instar omnium

Napisane z dużym poczuciem humoru opowiadanie prowadzi nas w świat kontaktów trzeciego stopnia. Pamiętacie Test Stanisława Lema? Słowa Oślej Łączki? „Kadet leci jutro? Dobrego odrzutu! Może kadetowi uda się spotkać tych z innych planet”. No właśnie, a gdyby te słowa były prorocze? Suspens w pierwszym momencie zaskakuje, ale śmiech jest najlepsza nagrodą. Potem już Żwikiewicz tak lekko nie  pisał…

Tajemnica, czyli Happening w oliwnym gaju

Statek badawczy, standardowe i dość nudne przeszukiwanie innych planet w poszukiwaniu śladów życia. W ramach psychotestu członkowie załogi wyobrażają sobie kontakt z inną cywilizacja, bardzo poetyckie wizje! Pytanie, czy kogoś  wreszcie znaleźli? Odpowiedź jest bardzo, ale to bardzo tajemnicza… Można powiedzieć, że zakończenie, o ile można to nazwać zakończeniem, wbija się w mózg, chce się zadać pytanie, ale jakie? Najlepiej podsumuje to pewien klasyczny bohater: There are more things in heaven and earth, Horatio than are dreamt of in your philosophy.

Czekając na postczlowieka, czyli W cieniu Sfinksa

To opowiadanie powstało początkowo jako słuchowisko radiowe, zresztą nagrodzone w ogólnopolskim konkursie. Ta teatralność spowodowała, że język opowiadania jest inny, niż ten obecny w pozostałych opowiadaniach. Jestem w stanie wyobrazić sobie jednoaktowy dramat wystawiony na podstawie tego tekstu. Uważam, a  nie ma w moich słowach przesady, że atmosfera tego opowiadania dorównuje niektórym dokonaniom Samuela Becketta czy Eugena Ionesco. Zresztą sceneria przypomina „Krzesła” tego drugiego, tyle, że w świecie spełnionych przemian postulowanych przez transhumanizm (na poziomie biologii człowieka).
Starsze małżeństwo oczekuje, raczej bez nadziei, na spełnienie pewnego pragnienia, na wizytę syna. Świat wokół nich jest obcy, wiadomości jakie maja pochodzą z gazety sprzed roku… Szczegółów o tym świecie dowiadujemy się z ich rozmów, niepełnych, bo oni sami nie mają o tym wielkiego pojęcia. czego się można w końcu dowiedzieć ze starych gazet, w świecie bardzo dynamicznych zmian? Nie powiem nic więcej, sprawdźcie. Warto choćby dla niezwyklej atmosfery, grozy połączonej z ciekawością…
Jeżeli ktoś zna „Krzesła” zadaje sobie pytanie, czy pojawi się Mówca, czy przemówi?

Podsumowując, dwojako, najpierw o języku utworów Wiktora Żwikiewicza.

Każdy pisarz ma swój, niepowtarzalny język. Wiem, to bardzo śmiałe założenie. Czy na pewno oczekujemy, aby literatura, którą chcemy czytać pisana była prosto? Co znaczy „prosto”? Właśnie. Może jest tak, jak raczył był powiedzieć Fiodor Simeonowicz Kiwrin: „W ogóle cóż t-to za słowo – p-prosty? U nas p-proste są d-dublety!…”
Wszyscy mają pisać tak samo, o tym samym? Wiem, że to się zdarza, ale nie na tym ma polegać pisanie fantastyki! Różnorodność jest cenna!

Wiktor Żwikiewicz ma, jak wspomniałem swój własny, niepowtarzalny styl pisania! Operuje bogatym, pełnym niepowtarzalnych, odmalowujących rzeczywistość jego utworów, zwrotów! Jego język sytuuje się wśród języków pisarzy obracających się zwykle w okolicach realizmu magicznego. Mnie wydaje się spokrewniony z pisaniem Alejo Carpentiera, ale także z obrazowym, gęstym językiem Bruno Schulza! Schulz jak wiadomo był, podobnie do Żwikiewicza, obdarzony talentem plastycznym. Wspomnę jeszcze Luciusa Sheparda. Oni wszyscy wspaniale operowali pięknymi, bogatymi frazami. To się wspaniale czyta, mało ich język dodaje, na skutek niezwykłej synergii z treścią, dodatkowej głębi ich utworom. Nie zbywajmy tego epitetem „barokowy”, bardziej adekwatne byłoby chyba określenie „młodopolski”. Ich języki są bogate, tam nie ma miejsce na pseudozdobienia, nie ma przerostu formy nad treścią, tylko wzmocnienie wymowy treści formą właśnie!

Czy proza Wiktora Żwikiewicza się postarzała? Absolutnie nie!
Śmieszy mnie, jak ktoś mówi, że teraz pisze się inaczej, nowocześniej, że inna estetyka języka, sposoby narracji… Inaczej widzę te zmiany, a nie ukrywam, że przerażają mnie oczekiwania niektórych czytelników. Kiedyś od łatwiejszych lektur fantastycznych przechodziło się poważniejszych, gdzie owszem dominowała przygoda, ale doprawiona,  że sparafrazuję Churchilla, „krwią, potem i łzami”. Teraz mam wrażenie, że przyprawa, której oczekują niektórzy, przepraszam za dosadność, to „krew, trupy i sperma”…

Uwierzcie mi, lepiej czytać prozę Wiktora Żwikiewicza, zaczynając od zbioru „Maszyna”!!!

Polecam także, mój pierwszy, ogólny jeśli można tak powiedzieć, wpis o Wiktorze Żwikiewiczu, którego pozwoliłem sobie nazwać Malarzem Światów.

Andrzej „Kruk” Appelt

 

Wiktor Żwikiewicz, Maszyna, Solaris (Archiwum Polskiej Fantastyki)

 #Fantastyka #Science Fiction #Klasyka #Wiktor Żwikiewicz #Andrzej 

4 komentarze do “Maszyny, postludzie i Obcy Wiktora Żwikiewicza”

  1. No i gdzie komentarze? Gdzie?! Ech…

    Tylko co ja mam tu dodać? Zgadzam się w kilku rozciągłościach. Po pierwsze z tym, że warto zaczynać od „Maszyny”, która daje świetny przegląd i próbę prozy Żwikiewicza. Po drugie z tym, że styl zdecydowanie pustych ozdobników nie znosi. Po trzecie zgadzam się tak bardzo, że w swym wpisie podsumowującym 2016 napisanym przed przeczytaniem tego wpisu napisałem:

    „Polska fantastyka lat minionych przyćmiona przez Lema, którego status może i jest zasłużony, ale sprawia, że pozostali autorzy (może poza Zajdlem) stłoczeni zostają w jedną grupę i na margines odsuwani z łatką „dziś się tak nie pisze”.”

  2. Komentarzy nie ma, bo Żwikiewicza nikt nie czyta, to i nie komentuje.
    Przyznam się, że i ja ominęłam to nazwisko, miałam jedną książkę tego autora, ale – wydana w latach już nie pamiętam, osiemdziesiątych – tak pożókła i tak małą miała czcionkę, że nie dałam rady jej czytać. Choć próbowałam.

Leave a Reply to Andrzej „Kruk” AppeltCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: