Przejdź do treści

Halloween w blasku Księżyca W Pełni

Roger Zelazny – Ciemna noc październikowa
Nowa Fantastyka

Bydgoszcz, 27.06.2017

Są takie wyjątkowe lata, gdy druga jesienna pełnia Księżyca przypada tego samego dnia co Wigilia Wszystkich Świętych. Czujecie ten dreszcz emocji? Wielka, bardzo jasna, świecąca nisko nad horyzontem twarz Księżyca oświetla kręcące się w to jesienne święto po Ziemi monstra, dziwadła, duchy, przebierańców…

W taki czas nawet ludzie, którzy zapomnieli co to za święto, którym Halloween kojarzy się tylko z „Trick-or-treating” mogą odczuwać pewien niepokój. Bo to, że nie pamiętamy o Samhain, Dziadach czy innych istniejących od początku naszej cywilizacji świętach czczących koniec lata, pomyślne żniwa, początek jesieni, dzień obcowania zmarłych z żywymi nic nie znaczy. To sama natura przypomina nam, że coś się dzieje…

W takie wyjątkowe Święto, kiedy Księżyc dodaje do magii Ziemi swoją magiczną moc, od wieków rozstrzyga się pewna październikowa Gra. Niedostępna, ba niewidoczna dla zwykłych ludzi. Kim są uczestnicy? Niektórzy z nich to znane skądinąd postacie, tak naprawdę to pary, bo połączeni są ze swoimi zwierzęcymi przyjaciółmi. To istoty obdarzone mocami. Nowicjusze i tacy, którzy grają od wieków, od zawsze…

Cel, a właściwie cele, bo są dwa, Gry jest prosty. Budzimy pewnego Starego Który Śpi, takiego co to w zasadzie Się Go Boimy, ale chcemy, żeby był tu z nami. Cel uczestników o przeciwnej afiliacji jest oczywisty, może i nie boimy się Śpiącego Starego, ale lepiej, żeby sobie głęboko, w obu tego słowa znaczeniach, spał.

Hmmm…… na razie wiadomo kto wygrywał, bo widać przecież. Czy tym razem będzie inaczej?

Proszę? Czy ja coś wspomniałem o niedźwiedziu? Niedźwiedzia, to proszę ja Was, każdy głupi potrafi obudzić, żadnych mocy nie potrzeba, chociaż z drugiej strony, to tylko głupi może wejść do gawry ze śpiącymi niedźwiedziami, no właśnie, czyli jednak jakaś moc jest potrzebna, moc głupoty!

„Ciemna noc październikowa” (1993) to ostatnia powieść, którą napisał w swoim życiu Roger Zelazny. Doczekał jeszcze nominacji do Nebuli dla swojego najmłodszego dzieła. Czy zaskoczył czymś nowym, na pożegnanie, swoich wiernych czytelników? Myślę, że tak. Powieść jest z jednej strony, mówiąc kolokwialnie „w tradycji Zelaznego”, z drugiej strony inna od poprzednich dokonań. Wiadomo, że w wielu swoich dziełach Roger Zelazny często sięgał do mitologii, bardzo różnych. Od hinduizmu, z mocnym akcentem buddyjskim, po mitologię rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Tutaj też mamy do czynienia z inspiracją mitologiczną. Ale…

Mitologia przewijająca się przez tę opowieść to zupełnie coś nowego. To mitologia rodem z kultury popularnej! Przewijają się postacie znane z literatury, filmów, miejskich legend. Mówiąc o miejskich legendach myślę nie tylko o tych budowanych przez sensacyjne doniesienia prasowe, mniej czy więcej mające oparcie w faktach, ale też o autentycznych ludziach, których „legendarny” obraz zaczął żyć własnym życiem w oderwaniu od rzeczywistości.
Muszę wyraźnie zaznaczyć, że nie zgadzam się z często stawianą tezą, że Roger Zelazny wykorzystał tu tylko jedną fikcyjną (fakt, bardzo znaną) mitologię, bo każda z występujących tu postaci jest legendarna, każda tworzy, swoim istnieniem w świadomości zbiorowej, specyficzną mitologię! Zresztą sam autor dodaje swoje mity, do tych już istniejących, szczególnie jeżeli chodzi o jedną postać.

Moim zdaniem Roger Zelazny opisując październikową Grę, prowadzi też swoją grę, grę z czytelnikami. I tu słów kilka o fabule by się przydało, co jest niezwykle trudne. Zdradzanie jakichkolwiek szczegółów to po prostu zbrodnia na czytaniu. Trzeba samodzielnie odkrywać, krok po kroku, wszystkie tajemnice tej powieści, wszystkie smaki, może też nieścisłości, czy przeoczenia. To prawdziwa Gra, prawdziwa Zabawa dla miłośników fantastycznych opowieści o różnych proweniencjach!

Cała historię opowiada nam pies, o wdzięcznym imieniu Niuch. Jak sam mówi o sobie jest Psem Obronnym. Zamieszkał niedawno, ze swoim panem Kubą, na przedmieściach Londynu, aby wziąć udział w pewnym wydarzeniu. Wydarzeniu, które cyklicznie powtarza się w październiku takich lat, w których pełnia Księżyca pokrywa się z Wigilią Wszystkich Świętych. Oni są akurat weteranami tych wydarzeń, biorą udział w Grze już od bardzo dawna, ale uczestników jest wielu, niektórzy to kompletni nowicjusze. Każdy z nich ma zwierzęcego towarzysza, przynajmniej powinien mieć! Przed nami wielce ciekawy październik, pełen poszukiwań, odkrywania tajemnic, odkrywania konkurentów i sprzymierzeńców, zbierania niezbędnych magicznych składników, czy też obdarzonych mocą artefaktów… Wszystko prowadzi do czegoś co zdarzy się w tą halloweenową noc. I tyle… Resztę musicie znaleźć sami w opowieści Niucha.

Czas na zabawę, jak najbardziej kulturalną i kulturową. Opowieść Niucha daje nam wskazówki do budowania swoistego leksykonu Who’s Who postaci występujących w powieści. Prawdziwie satysfakcjonująca praca! Bo chociaż część z nich to tylko archetypy postaci jakie spotkać można w wielu fantastycznych opowieściach, to jednak są i tacy bohaterowie, którzy są unikalni, znani pod swoim własnym, niepowtarzalnym imieniem. Przykład, który podam nie pochodzi z tej bajki. Jeżeli o kimś powiemy Mag, to przecież postać jak najbardziej archetypowa, ale jak powiemy o magu Biały Jeździec to skojarzenie jest oczywiste – Gandalf! Nie, Gandalfa tu nie ma!
Zapraszam do odkrywania profesji i tożsamości wszystkich uczestników Gry. Czasami to łatwe, czasami wcale nieoczywiste! Dla prawdziwego miłośnika fantastyki, znającego klasykę gatunku (także filmy) zadanie w większości dość łatwe, zresztą Zelazny dodał swoisty przewodnik w postaci podziękowania dla autorów u których szukał inspiracji. Przypominam tylko, że to bohaterowie kultury popularnej, postaci z literatury, filmu i legend miejskich.

Całość okraszona jest naprawdę wielką dawką humoru. Miałem wrażenie, że autor z lekka naśmiewa się z niektórych bohaterów, a właściwie z ich jakże poważnego wizerunku. Ukazuje, że przypisywane im przez ich własnych twórców zalety (czy wady) są czasami odrobinę naciągane, czy dziwne, a więc budzące śmiech z przymrużeniem oka w tle.
Humor pojawia się też dlatego, że opowiadaczem jest pies. Do tego pies nie pozbawiony poczucia humoru. Przy okazji, nasz dzielny Niuch to pies obdarzony nie tylko umiejętnością niebanalnego prowadzenia opowieści, ale też wielkimi talentami. Cóż, Niuch najlepiej ze wszystkich uczestników Gry dokonuje pewnej dość złożonej analizy geometryczno-topologicznej, niezbędnej w celu znalezienia miejsca końcowej rozgrywki, w dodatku stale modyfikując ją, w miarę napływania nowych danych. Pozazdrościć! Nawet teraz niektórzy, mający przed oczyma mapę, czy innego GPS-a, nie potrafią trafić do celu.

Czy widzę jakieś słabe punkty? Tak, zakończenie. Wcale nie dlatego, że oczywiste. Tempo narracji jest różne, co zrozumiałe, bo czasami dzieje się dużo, czasami mało, jak w życiu. Od początku rozsiane są wskazówki, które przekazują nam niezbędną wiedzę. Sam koniec, rozstrzygnięcie Gry przynosi nam natłok informacji ściśniętych w bardzo krótkim czasie. Dowiadujemy się nagle o co chodzi w tej całej Grze (o ile nie wciśnięto nam gdzieś spoilera, co niestety bardzo prawdopodobne), ale także pojawia się kilka suspensów pod rząd. Tak naprawdę nie do przewidzenia, wyskakujących niczym rozmnażające się nagle króliki z kapelusza sztukmistrza. Cóż Niuch też przegapił po drodze parę rzeczy, choć to bardzo mądry pies jest! Ale z drugiej strony to, jak na koniec Roger Zelazny namieszał w głowach czytelników jest niesamowite, stąd może potrzeba tak nagłego przyspieszenia tempa i natłoku wydarzeń.

Co osobiście mnie zaskoczyło? Co wzbudziło mój podziw? Dwie, ale dla mnie istotne sprawy.

Wspomniałem już, że Roger Zelazny dodał tu, moim zdaniem, swoją cegiełkę do popkulturowych mitologii. Między innymi zmodyfikował w znaczący sposób legendę jednej z postaci. Tego, którego spotykamy na początku, tego, którego Niuch podaje jako swojego Pana. Pokazał to, co ów osobnik robił w zupełnie innym świetle, pokazał jego rzeczywistą (w sensie legendarnym) motywację. Mało tego, Niuch wspomina, że na jego Panu ciąży przedwieczna klątwa. A w pewnym momencie wspomniana jest legenda tej Gry. Legenda w legendzie, czyż nie wspaniały moment? Otóż opowieść ta mówi, że na końcu pojawia się często człowiek z wielkim psem, wymienione jest też imię tego człowieka. Nagle dowiadujemy się, kim naprawdę jest bohater niezbyt miłej miejskiej legendy…

Drugi wątek to przebieranki pewnego pana. Apogeum tej zabawy, to moment kiedy nasz miłośnik kamuflażu przebiera się za starą Cygankę. Któż o tym wie? Tylko Niuch, wiadomo, pies obronny. Cóż w tym dziwnego? Ano to, że tej maskarady nie rozpoznało jeszcze kilka osób, które bezwzględnie powinny to widzieć! Ukłon w stronę zdolności przebierańca? Zapewne też, ale i pierwszorzędna zabawa realnymi postaciami z kilku literacko-filmowych światów.

Czy uważam ostatnią powieść Rogera Zelaznego za arcydzieło? Nie, to po prostu bardzo dobra opowieść, aż i tyle. Nietypowa, jak na niego, bo to zabawa konwencją, zabawa mitologiami tworzącymi się w zbiorowej świadomości odbiorców kultury, w zbiorowej pamięci miłośników fantastyki. Ale zabawa mądra. Przy rozrywkowym, wydawałoby się, podejściu do treści, do świata przedstawionego, to jednak jest hołd złożony autorom budującym nasz drugi, inny, lepszy świat, świat bohaterów naszej wyobraźni, świat książek, filmów, miejskich legend…

Na koniec słowo wyjaśnienia. Wybrałem okładkę oryginalnego wydania. Z bardzo prostej przyczyny. Jak już zbudujecie sobie swoje własne Who’s Who bohaterów tej powieści, to proszę, oto ich portret zbiorowy.

 #Fantastyka #Mit 

12 komentarzy do “Halloween w blasku Księżyca W Pełni”

  1. zastanawia się, czy świnka morska byłaby odpowiednim zwierzęcym towarzyszem gry

    Hm, brzmi bardzo jak coś dla mnie. Te zabawy konwencją i pies narrator. Gdybym tylko nie miała wyrzutów sumienia, że nie przeczytałam jeszcze Kronik Amberu… (oraz kiedyś muszę spróbować jeszcze raz z „Panem Światła”).

  2. Heh, świetny ten pies w rogu okładki. Sama okładka przywodzi mi na myśl anglojęzyczne wydania „Koła czasu” – klimat inny, ale stylistyka podobna.

    Przyznam szczerze, że nie słyszałem wcześniej akurat o tym dziele Zelaznego. Dziękuję więc za trzaśnięcie kagankiem oświaty.

  3. Pytanie z zupełnie innej beczki: czy jak mam Kroniki Amberu tom 1 na półce i nie umiem się za niego zabrać, żeby przeczytać, to czy dokupienie tomu 2 coś zmieni?
    Bardzo dziękuję za odpowiedź.
    🙂

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: