Przejdź do treści

Atrament z drobinami gwiezdnego pyłu…

wtorek, 27 maja 2014

Neil Gaiman – Gwiezdny pył
Wydawnictwo Mag

Are you going to Scarborough Fair
Parsley, sage, rosemary and thyme
Remember me to one who lives there
She once was a true love of mine

<Tradycyjna angielska ballada>

Uprzedzam, wpis jest mało obiektywny. Chłopak preferujący (kiedy tylko może, nie zawsze) czerń w ubiorze, piszący wiecznym piórem i do tego wszystkiego miłośnik kotów siłą rzeczy nie jest w stanie pisać obiektywnie o książkach innego chłopaka, który ubiera się tylko na czarno, pisze wiecznym piórem i kocha koty.
Jeżeli ktoś nie uważa powyższych cech za jakieś szczególnie ważne, to dorzucę jeszcze tylko dwie zupełnie, ale to zupełnie, obiektywne. Neil Gaiman ma wspaniałą wyobraźnię i potrafi ją wykorzystać pisząc.
Swoją drogą, ciekawe gdzie kupuje magiczny atrament, niemożliwe, żeby pisał zwykłym…

Jak to więc jest z „Gwiezdnym pyłem”? Jaką jest powieścią? Dziwną, ale piękną, prostą i głęboką zarazem, staroświecką, ale przecież nie archaiczną… Powiem Ci coś, to od Ciebie zależy! Jest taka, jaką ją chcesz widzieć. Jest taka, jaką ją przeczytasz.

„Gwiezdny pył” to fantasy odwołująca się do swoich źródeł, czyli po prostu baśń! Współcześnie napisana baśń. Bycie baśnią to poważny obowiązek. Dobrze jakby był w niej jakiś element cudowności, jakiś świat poza, czy też obok naszego, jacyś inni, dobro, zło, przygoda… Bohater dwojakiego rodzaju, jeśli dobry to nagrodzony, jeśli zły to ukarany. Happy end mile widziany. Czyli baśń to tak naprawdę archetypowa opowieść zaspokajająca istniejącą w każdym z nas potrzebę spełniania marzeń, przeżywania przygód, bycia bohaterem. Z drugiej strony to nie bajka, tu morał nie jest konieczny, liczy się opowieść, przygoda.

Można śmiało powiedzieć, że „Gwiezdny pył” pełen jest archetypów i toposów znanych z baśni i różnorakich cudownych opowieści, wymieszanych i złożonych na nowo. To prowadzić może do złej oceny całej powieści, bo takie przeładowanie motywami znanymi od wieków, czerpanych z różnych źródeł, wyglądać może na zwykłą zabawę konwencją. Nic bardziej mylnego. Owszem to zabawa konwencją, ale na najwyższym poziomie, nie proste złożenie archetypów i motywów, tu działa synergia! Ta wartość dodana wynika oczywiście z talentu pisarskiego Neila Gaimana.

Owszem mamy nasz świat i Krainę Czarów (Faerie?), oddzielone dziurą w murze stojącym obok osady, o jakże znaczącej nazwie Mur. Nie jakiś portal strzeżony przez magię, tylko „dziurę w płocie” strzeżoną dniem i nocą przez mieszkańców tej, jakże szacownej, osady. Wiadomo licho nie śpi i może się przekraść przez taką dziurę. Licho z Tej lub z Tamtej strony. Ich tam nie ciągnie, bo i po co? Co dziewięć lat na Jarmarku pod Murem światy i tak się spotkają. Zwykły handel. Co prawda przybysze z całego świata ciągną tłumnie, magiczne artefakty są w cenie, ale one nie dla każdego są. Bo nasz świat robi się coraz bardziej zwykły, racjonalny… Kto by tam się jeszcze magią przejmował. No może trochę tęsknoty za czymś innym, cudownym pozostało, ale mamy pod rządami królowej Wiktorii wspaniałe czasy, tu i teraz w wielkiej Anglii. Cudowności są, za morzami, gdzieś tam w Afryce, czy u tych tam, mieszkających za Atlantykiem. Przygody, polowania.  Tęsknota? Może u niektórych?

A Kraina Czarów? Czego tam nie ma! Umierający Osiemdziesiąty Pierwszy król Cytadeli Burz. Walka o sukcesję. Tak walka, uczciwa. Hmmm…… Uczciwa, to znaczy, że synowie króla zabijają się nawzajem jawnie, żadnego tam pokątnego skrytobójstwa. Podstęp mile widziany, w końcu to mistrzowie przetrwania! Ma zostać jeden i on weźmie kamień o nazwie Moc Burzy, symbol władzy królewskiej. Znane jakby, prawda? Jest jakieś Bractwo Wieży, tajemnicza organizacja o której nie wiemy nic i autor wrednie rozbudzając naszą ciekawość nie wyjaśnia niczego. Żyją tam wszystkie znane z wszelakich opowieści stwory i istoty, no i też nic. Są i już. W końcu gdzie mają żyć, jak nie w Krainie Czarów? Jak to co robią? To co zwykle. Jest też, to wiadomość dla koneserów, Tori Amos jako mówiące drzewo. Tak tam jest wszystko i wszyscy, którzy powinni być w porządnej Krainie Czarów!

„Gwiezdny pył” to baśń dla dużych chłopców i dorosłych dziewczynek, którzy tęsknią do krainy dzieciństwa. Do krainy marzeń, jeszcze niespełnionych, do krainy gdzie czeka na swój czas Pragnienie ich Serca. A może inaczej? To powieść dla tych, którzy jeszcze marzą, dla tych, które mają jeszcze Pragnienie swego Serca. Być może kolejne, wciąż nowe. Powieść dla tych, które i którzy, wciąż żyją pełnią życia, bez względu na wiek. Bo mieć marzenia i Pragnienia swego Serca to znaczy wciąż żyć!

„Gwiezdny pył” to wreszcie zupełnie poważna powieść o dojrzewaniu. Także do spełniania swoich marzeń i pragnień. Nawet jeśli okazują się zupełnie czym (kim) innym, niż nam się na początku wydawało.

Jeszcze jedna sprawa. Ten czytający chłopiec, będący cały czas częścią mnie, miał się z kim identyfikować, w końcu opowieść koncentruje się (na pozór) na przygodach Tristana Thorna. Co z dziewczynami? Wiecie temu Tristanowi to się tylko zdaje, że cały świat kręci się tylko wokół niego. Tak naprawdę jest jeszcze Yvaine, gwiazda, która spadła z nieba. Tak naprawdę to cały świat kręci się wokół nich dwojga, nawet jeżeli oni nie zdają sobie z tego sprawy!
Jak to jest być upadłą gwiazdą? To niby ja mam Wam powiedzieć? Zapytajcie Neila Gaimana, przeczytajcie „Gwiezdny pył”!
Zdradzę Wam drobną tajemnicę. Lubicie być czasami trochę marudne, złośliwe, niegrzeczne? No Yvaine czasami jest taka, a czasami to nawet wyrazów używa. No jak ktoś spada z nieba to mu się należy, chyba…

A potem…
Rozległ się trzask, głośny jak wystrzał, i światło wypełniające polanę zgasło. Czy raczej prawie zgasło.
Pośrodku krzaków leszczyny pulsował lekki blask, jakby zaświecił tam maleńki obłok gwiazd.
Po chwili na polanie rozległ się głos. Wysoki, wyraźny, kobiecy głos, który powiedział: „Auu!”, po czym bardzo cicho dodał: „Kurwa”, i znów głośno: „Auu!”.
Później zamilkł i na polanie zapadła cisza. Neil Gaiman Gwiezdny pył

 

Zostawiam Was, z tą ciszą i rozbudzoną, mam nadzieję ciekawością. W końcu chcecie chyba poznać następcę Osiemdziesiątego Pierwszego władcy Cytadeli Burz? Tym, którzy nie czytali życzę miłej lektury. Tym, którzy czytali, życzę miłych kolejnych czytań!

Ja czytuję „Gwiezdny pył” jak jestem zmęczony, jak mam zły, depresyjny humor, brak weny i chęci, żeby cokolwiek robić. Pomaga!

Pamiętajcie jeszcze o jednym. Neila Gaimana warto czytać myśląc, można wtedy odkryć w Jego utworach o wiele więcej, niż się to na pierwszy rzut oka i pierwsze czytanie wydaje. W „Gwiezdnym pyle”  można dostrzec, na przykład, że Gaiman czytał ”Kroniki Amberu” Rogera Zelaznego, ale i to, że on i Zelazny odwołują się do tych samych tradycji.

Na koniec zdradzę Wam jeszcze pewną moją tajemnicę. Ta powieść skojarzyła mi się z pewną balladą, więc wyjątkowo, we wpisie pojawiła się muzyka.

 #Fantastyka #Fantasy #Baśń 

10 komentarzy do “Atrament z drobinami gwiezdnego pyłu…”

  1. Pisarstwo Gaimana lubię bardzo, ale me początki z nim były nietypowe. Już parę razy anegdotę tę spisywałem, ale powtórzę raz jeszcze. Gdy byłem młody, niedoświadczonym akolitą Pratchetta, wpadły mi w ręce „Dobre omeny” i… obraziłem się na Gaimana. Otóż powieść ta do gustu mi nie przypadła, za co obwiniłem jednomyślnie Gaimana. Gdy jednak w końcu, recenzencko, sięgnął po „Amerykańskich bogów” i „Nigdziebądź”, to się zachwyciłem. Teraz znów mam przerwę nieumyślną, ale Gaiman będzie chyba niezłym kandydatem na listę mych (nie)postanowień na 2017. Koniecznie in English.

  2. Ja to tak tylko przyszłam (z opóźnieniem, jakoś tak wyszło) skomentować trochę obok tematu (akurat mam okazję gdzieś napisać to, czego nie napisałam u siebie, bo spoilery, to bezczelnie korzystam). Bo moim zdaniem to szczęśliwe zakończenie jest szczęśliwym tylko dla Tristana. Dla Yvaine jest co prawda najlepsze z możliwych, ale i tak najwyżej słodko-gorzkie. Co w zasadzie nawet Gaiman pokazał w epilogu (koniec końców została samotna w Cytadeli Burz, z perspektywą przeżycia wieczności w tęsknocie za domem i za miłością, która zestarzała się i umarła). To w sumie jest dla baśni dość nietypowe jednak.

    1. No tak, ale Yvaine, gdyby nie upadła była, znaczy spadła 😉 , to i tak czekał niezbyt wesoły los. Tak świecić bez sensu przez całą wieczność? Cóż trafił jej się lepszy, co nie znaczy najszczęśliwszy los 🙂
      Baśnie Gaimana są jednak baśniami dla dorosłych, o ile to baśnie. Czy ktoś obiecuje w baśniach coś więcej? To „żyli razem długo i szczęśliwie” to jednak wielkie niedopowiedzenie, tam brakuje zwykle „ale jedno może wcześniej zemrzeć, a pozostałe znaleźć nowe szczęście”.

      1. Bo ja wiem czy lepszy? Większość z nas „świeci bez sensu” wśród rodziny i przyjaciół całe życie i się nie uskarża.;) I raczej niewielu chciałoby to przehandlować za krótki (z perspektywy długości życia gwiazdy), choć ognisty romans i spędzenie reszty życia w samotności. Ale ja z tych, którym to „długo i szczęśliwie” zawsze śmierdziało grubym niedopowiedzeniem i propagandą (chyba nawet jako dziecko nigdy tego na poważnie nie brałam).;P (swoją drogą, czy raz oddane przez zakochaną gwiazdę serce da się jeszcze odzyskać i wykorzystać ponownie?)

      1. To znaczy umiem, bo nim piszę, ale nie wychodzi mi to tak, jak Gaimanowi, żadnej powieści nie popełnię, nic zupełnie. 😉
        Magiczny jest, bo piszę na pomarańczowo, a czytam na brązowo. Takie cuda!

  3. Pingback: Tydzień Blogowy #66 – Wielki Buk

  4. A ja nie w temacie, zamierzasz, albo przeczytałeś już może już Rybaka znad morza wewnętrznego? Ja jestem na początku drugiego tomu wydanego przez Pruszyńskiego i S-kę

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: