Bydgoszcz, 23.01.2015
Herbert George Wells – Wojna światów
Solaris, Galaktyka Gutenberga [50]
Pod koniec dziewiętnastego wieku Herbert George Wells napisał kilka utworów, które należały do nurtu romansu naukowego. Dla mnie, niektóre z nich, to pierwsze dzieła literackie, którym prawdziwie nadać możemy nazwę science fiction. Z tym zastrzeżeniem, że i tak, na dobrą sprawę, nikt nie zna ścisłej definicji tej odmiany literatury fantastycznej, czy szerzej zjawiska kulturowego. Zostawiając na boku literaturoznawców i ich dywagacje, rzecz całą zbędę parafrazą popularnej definicji Damona Knighta (jego za autora podaje Arthur C. Clarke) – za science fiction uważam to, co przypisuję do kategorii „Science Fiction”. Powiem tylko tyle, o ile za „ojca science fiction” uważa się Hugo Gernsbacka, to moim zdaniem Herbert George Wells jest „Ojcem Założycielem” tej odmiany fantastyki, w jej nowoczesnym rozumieniu.
Wydana w 1898 roku „Wojna światów” to druga pozycja Wellsa w wydawanej ostatnio przez wydawnictwo Solaris serii Galaktyka Gutenberga, mam nadzieję, że nie ostatnia, bo Wells zasługuje na przypomnienie. Zaczynam jednak tę blogową przygodę właśnie od niej. Jej wpływ na kulturę masową jest nie do przecenienia, i nie ujmując nic innym dziełom Wellsa, które pojawią się tutaj, to jednak „Wojna światów” przyniosła najwięcej inspiracji dla przyszłych pokoleń autorów. Wyjaśnienie tej tezy zajmie mi zapewne znaczną część tego wpisu.
Krótko o samym utworze. Koniec dziewiętnastego wieku. Na Ziemię przybywają obcy z Marsa. Cel jest dosyć jasny, podbić Ziemię. Generalnie, na skutek przewagi technologicznej Marsjan, nasze, czyli ludzkości, szanse na cokolwiek pozytywnego wyglądają mizernie. Mamy za to szanse robić za, jakby to ująć, źródło pokarmu dla nich. Odsiecz przychodzi z mało oczekiwanej strony…
Tu kilka słów wyjaśnienia. Wcale nie zbagatelizowałem tego utworu. Do tego, na dobrą sprawę, sprowadza się jego fabuła opowiedziana w kilku słowach. Taki blurb w stylu groszowego wydawnictwa, tyle, że bez wykrzykników i krzykliwych wytłuszczeń co drugiego słowa. Większość utworów można w ten sposób opisać. Różnica między śmieciem a arcydziełem zasadza się na tym, co zrobi z fabułą autor, to kwestia pozostałych składników (przypraw) i sposobu podania. Wells zbudował na tym szkielecie arcydzieło!
I tu Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku, jeśli nie czytaliście jeszcze „Wojny światów” to sięgnijcie po nią. Potem możecie, jeśli jeszcze będziecie mieć ochotę, wrócić tutaj. Dalsza część moich rozważań jest przeznaczona dla tych, którzy ją znają. Po prostu uprzedzam, odwołuję się do treści.
Tak przy okazji. Jest jakiś miłośnik science fiction, który nie czytał „Wojny światów”? To byłoby bardzo dziwne…
Teraz trochę poważniej. Postaram się wyjaśnić, dlaczego uważam „Wojnę światów” za wyjątkowe zjawisko.
Wells wynalazca
Ta powieść to istna kopalnia pomysłów. Inwazja obcych, oczywiście bardziej od nas rozwiniętych. Ludzie popadają w niewolę. Wykorzystanie rozwiniętej technologii. Machiny Bojowe Marsjan to nic innego niż egzoszkielety wykorzystane w celach militarnych. Są jeszcze Machiny Robocze, więc uniwersalne roboty. Snop Gorąca to zapowiedź laserów bojowych. Wykorzystanie gazów bojowych. Oczywiście to wszystko co wymieniłem to gadżety, które na stałe zagościły w repertuarze science fiction.
Tylko, że technologia to tylko jedna strona pomysłowości Wellsa. Pozostają jeszcze aspekty biologiczny i społeczny. Temu przyjrzę się oddzielnie dla ludzi i Marsjan.
Marsjanie
Po co Marsjanie przybyli na Ziemię? Jeśli komuś chodzi po głowie sugestia, że może na imprezę z darmową wyżerką i seksem jako bonus to jest w błędzie. To, że wspomniałem o seksie nie świadczy o próbie trywializacji tematu. Jest to tylko zwrócenie uwagi na fakt, że tego wynalazku nie można przypisać Wellsowi. Temat jest wcale nośny i seks międzygatunkowy oczywiście pojawia się w science fiction. Czasami jest dziwnie, czasami śmiesznie. Już niedługo będę miał okazję o tym wspomnieć, przy okazji innego klasyka. Generalnie ustalmy, jedzenie – tak, seks – nie. Cóż, aspekt biologiczny się kłania.
Marsjanie są istotami (jako gatunek) znacznie starszymi od człowieka. Co widać, oczywiście według pojawiających się wtedy teorii mówiących, że w trakcie ciągle trwającej ewolucji mózgi rozwiną nam się nad podziw, a kończyny ulegną atrofii. Taki Marsjanin to była właśnie głowa, wielka głowa i kilka macek. No właśnie, doszliśmy do tych nieszczęsnych macek i innych przyssawek, co to będą nas straszyć z kart książek, czy magazynów. Niestety atrofii uległy także narządy wewnętrzne, co rzutowało na sposób odżywiania się nieszczęsnych stworzeń. Krwiożerczość nie jest moim zdaniem zbyt udanym sposobem odżywiania. Nawet jak się ma pod ręką kilka miliardów dawców krwi. Rozwój cywilizacji powinien nieść za sobą możliwość korzystania z pokarmu przetworzonego, dostosowanego do okoliczności (potrzeb). Dieta Marsjan była doskonale jednostronna, brak uniwersalizmu. Co powinno ich skazać na wyginięcie. Czy nie trafiliśmy przypadkiem na odpowiedź na nasze pytanie. Oczywiście Wells sugerował, że Mars się starzeje, Ziemia jest młodsza, nasza biosfera jest w rozkwicie, a kto wie, czy na Wenus nie będzie jeszcze lepiej. Tak, a jedzonko wypadałoby sobie hodować. Ludzie jako mało-honorowi (przymusowi) dawcy krwi… W tej wizji jest jakaś śmiałość, do tego w wydaniu Wellsa brzmi to poważnie. Zważmy, kiedy to pisał. Co powymyślali jego następcy, to zupełnie inna sprawa.
Na koniec kilka uwag innego rodzaju. Czy była to inwazja? Mam wątpliwości. Marsjan było zbyt mało, pomimo ich przewagi technologicznej. Na dobrą sprawę mieli dużo szczęścia, że nie zostali od razu zniszczeni. Ja potraktowałbym to jako rekonesans. Taka grupa zwiadu, która, gdyby nie odrobina pomocy ze strony naszej biosfery, kto wie czy nie podbiłaby jednak Wysp Brytyjskich.
Pozostaje jeszcze pytanie o jedność życia we Wszechświecie. Skoro Marsjanie (wszelacy Obcy) byli w stanie odżywiać się naszą krwią (nami), to cóż, jednak to jacyś nasi krewni…
Ludzie
Dochodzimy wreszcie do sedna, do prawdziwych bohaterów tej książki. Do nas, do ludzi. Herbert George Wells nie miał złudzeń. Ludzie są mocni, w gębie. Przynajmniej wtedy tak było. Nieznane istoty, jakby kto pytał było ich aż piętnaście osobników, lądują prawie w sercu Anglii, niedaleko Londynu. Po czym po krótkich potyczkach rozbijają w pył siły lokalne. Tu nie chodzi tylko o przewagę technologiczną. Nie chodzi o panikę wśród zwykłych obywateli, to normalne zjawisko. Tu chodzi o rozpad struktur państwa, jednego z najlepiej zorganizowanych państw ówczesnego świata. Oczywiście nie było czasu na zorganizowanie alternatywnego oporu, poza strukturami oficjalnymi, ale wizja Artylerzysty, jakże wspaniała pozostała wizją. Bo to na jutro było, nie na teraz.
Tu można się zastanawiać, czy Wells nie pokazał nam analogii do postępowania tak zwanych cywilizowanych nacji w krajach kolonialnych. Czy nie była to, nie wprost wyrażona, krytyka tego procederu. Prawdopodobne założenie. Pokazał nam jednak przy okazji, że nie jesteśmy przygotowani na niespodziewane zdarzenia. Zadał pytanie, czy ludzkość jest w stanie walczyć o swoją wolność i życie. Nadchodzące dwie Wojny Światowe, ruchy wyzwoleńcze dwudziestego wieku pokazały, że tak, choć lekcja była niezwykle gorzka.
Mam nadzieję, że udało mi się Was przekonać, że „Wojna światów” to książka niezwykła. Pomimo swoich przeszło stu lat, nie jest żadną ramotą, ale wspaniałym przykładem bardzo dobrej literatury. Co jest zasługą geniuszu Herberta Georga Wellsa. Możliwości jej odczytań można mnożyć, ale to zadanie na poziomie uczonej dysertacji, a nie skromnego wpisu na blogu.
Wiem, że niejednokrotnie, czytając książkę zaliczaną do science fiction, doznacie, podobnie jak ja, tego drobnego literackiego objawienia – „przecież już Wells o tym pisał”.
Warto czytać klasyczną fantastykę, może okazać się źródłem inspiracji i ponadczasowych wartości.
Uwielbiam ekranizację, tę współczesną Spielberga, w której jest biegający Tom i już od dawna przygotowuję się do lektury 😀 Powieść zapowiada się niesamowicie i zjawiskowo, biorąc pod uwagę czas w jakim powstała. Teraz już nie mogę doczekać się zaczytania! 😀
Akurat film Spielberga jest bliższy oryginału, niż klasyk Georga Pala z 1953 roku.
…ale książka jest inna, bardziej gorzka. Zero heroizmu. Takie normalne to wszystko, jak angielska prowincja z czasów wiktoriańskich 🙂
To tym bardziej obowiązkowa pozycja do nadrobienia. Dobrze czasami tak uciec od tego nadużywanego heroizmu, tego pragnienia przeskoczenia człowieczeństwa, tym bardziej gdy to właśnie człowiek jest zagrożony. 🙂
No czytałam, pomimo, że żaden ze mnie znawca czy wielbiciel fantastyki. Wyszłam z założenia, że jest to klasyk, a klasykę znać należy, nawet jeśli dotyczy gatunku będącego nieco obok głównych zainteresowań (z tego powodu przeczytałam również „Draculę” Brama Stockera).
Mam wrażenie, że Wells nie miał zbyt dobrego zdania o władzach swojego kraju… Bo przecież mógł (po początkowych klęskach) wystawić przeciw Marsjanom jakiegoś superinteligentnego dowódcę, lub chociaż kaprala, który (przemyślnością bądź poświeceniem dla sprawy) wpadnie na jakiś skuteczny sposób eliminacji Obcych. A tu nic takiego się nie dzieje. Trochę przygnębiający ten obraz… A i po zniknięciu niebezpieczeństwa nie zrobiło się wiele weselej.
Wiem, że są jakieś ekranizacje, nawet parę dni temu gdzieś w TV była do obejrzenia najnowsza wersja, tylko, że reklamowano ją jako film katastroficzny. I nie wiem (nie będę oceniać, bo widziałam tylko „zajawkę”) czy współczesne kino nie zabiło poprzez efekty specjalne i tzw. wizję reżyserską tego co w książce jest najważniejsze – bezradność jednostki wobec nieznanego zagrożenia…
Jestem dokładnie tego samego zdania. Fakt, to było jeszcze przed wojnami światowymi, ale trochę to się Brytyjczycy nawojowali 😉 Po wygranej Wojnie Krymskiej mieli status mocarstwa. Widać Wells widział od wewnątrz to, na co mało kto zwracał uwagę, że to się powoli sypie. Myślę, że do prawdziwego przywódcy to było jeszcze daleko. Tam widać jednostki, ale państwa to już nie.
Gdyby to pisał amerykański pisarz byłoby zupełnie inaczej 😉
Pingback: Warto zajrzeć 38 – Odra, Kraków i trochę publicystyki | Tramwaj nr 4 książki i...
Tak wyszło 😉 Obiecuję poprawę. Dzięki za polecenie 🙂
W stu procentach zgadzam się ze stwierdzeniem, że znajomość klasyki literatury nurtu science and fiction świetnie wpływa na wychwytywanie różnorakich pomysłów, idei, które przewijają się w późniejszych dziełach. Ja często powtarzam, że wszystko już było, a pomysły i motywy są cały czas poddawane obróbce i ten kto potrafi zremiksować je w sposób nowatorski i ciekawy ten jest prawdziwie geniuszem.
Myślę, że Ciebie też śmieszą „nowatorzy”, którzy ogłaszają światu „wynalazłem koło” jak setki innych przed nimi. 😉
Tu mały autocytat:
„Z czytaniem dobrej science fiction to u mnie podobnie jak ze słuchaniem Bruce’a Springsteena. Towarzyszy mi niespotykane poczucie szacunku dla tradycji, poczucie ciągłości tej literatury, tej muzyki,
Zaznaczyłem, że dobrej, prawda? Zerwania z tradycją kończą się raczej źle, moim zdaniem.”
Myślę, że każdy kto interesuje się literaturą, musi sięgnąć po coś z gatunku science-fiction, bo niektóre dzieła należą do klasyki i warto je poznać. Mnie natomiast intryguje pewna audycja radiowa i reakcja słuchaczy, którzy potraktowali ją jako fakt… To musiało być niesamowite słuchowisko.
Na YT znajdziesz obszerne fragmenty tego słuchowiska. Orson Welles w Wigilię Wszystkich Świętych 1938 roku przeszedł do historii, jak to jest oceniane to inna sprawa. Są dwa filmy, właściwie to film z 1957 i remake z 1975 o tym wydarzeniu. Też są na YT . Oryginał The Night America Trembled 1957 – H.G. Wells’ War of the Worlds tu https://www.youtube.com/watch?v=7jeW30vLwds, remake Night That Panicked America (1975) tu https://www.youtube.com/watch?v=ZJ6Ipwx86oU Ciekawe zjawisko z socjologicznego punktu widzenia, swoją drogą 🙂
Pingback: Tramwajnr4 | Warto zajrzeć 38 – Odra, Kraków i trochę publicystyki
Ciekawa jestem, czy władze państwowe, choćby brytyjskie czy amerykańskie, mają ustalone procedury na wypadek pojawienia się Obcych. I czy te procedury uzależnione są od ilości macek czy też nie…
Rozsądne władze powinny czuć się ostrzeżone powieścią Wellsa, niezależnie od tego, ile czasu upłynęło od publikacji.
Ciekawe pytanie, wiesz?
Myślę, że tak. Skoro służby zajmowały się badaniem doniesień ufologicznych, to i pewnie o inwazji Obcych myśleli. Myślę, że to powinno się mieścić w ramach procedur dotyczących wszelkich zagrożeń zewnętrznych. Tylko mam duże wątpliwości. Istnienie procedur nie gwarantuje bezpieczeństwa. To przeważnie świstek papieru napisany na wszelki wypadek.
No i takie rozważania niestety mieszczą się w ramach różnych spiskowych teorii. Odsiewanie ziarna od plew to robota dla Kopciuszka 🙂
Pingback: Warto zajrzeć 38 – Odra, Kraków i trochę publicystyki | Tramwaj nr4